Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

123
JASEŁKA.

ność; nam gdy je przyjmujemy, dobrze z niém, a więc obu stronom dzieje się zadość.
Herman śmiał się bardziéj jeszcze.
— Ale tybyś chciał spocząć, rzekł gospodarz. Nie będę ci przeszkadzał; wytchniéj po drodze... Ja pobiegnę do swojego młyna, bo miałem, a raczéj byłem blizki mienia wielkiéj myśli. Zaraz ci będę służył; zrobię tylko rachunek, ile razy obróci się to koło...
Przybyły otworzył wielkie oczy, popatrzał na brata, który mu zmykał tak żywo, i usiadł na kanapie, słowa nie mówiąc, pogrążony w myślach.
Ledwie za Rajmundem drzwi się zamknęły, gdy do nich natychmiast zapukano, i ukazał się stary Żółtowski, dawny znajomy Hermana, przychodzący mu się pokłonić. Milczący jak zawsze starowina, ukłoniwszy się raz i drugi we drzwiach, z uśmiechem przybliżył się powitać gościa, obejrzał się po pokoju i westchnął tylko.
— Siadajże mój Żółtosiu, i praw co tu u was słychać.
Żółtowski ruszył brwiami i ramionami wedle zwyczaju, znów głową potrząsnął na obie strony, westchnął raz jeszcze, zażył tabaki i milczał.
— Czy ty zawsze jeszcze taki jesteś milczący? spytał hrabia.
— Zawsze.
— Myślałem, żeś się gadać nauczył?
— O! nie.
— A to i od ciebie niewiele się dowiem; odparł gość. Brat mi mówi tak jak widzi; bratowéj nie spytam, i znowu nie nauczę się co się tu u was dzieje. Cóż? jak tam wasze interesa?
— Źle! cicho bardzo rzekł Żółtowski.