Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jasełka Cz.1.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

122
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Herman milczał; widział on jaśniéj te sprawy, ale nie miał odwagi w téj chwili i nie widział potrzeby przeciwić się bratu; uśmiechał się dwuznacznie, pocierał nogi, kiwał głową.
— A! rzekł: mieniałbym się jednak na twe życie. U mnie pustki w sercu, w domu; a choć zawsze myślałem, że człowiek sobie nadaremnie rodzi te potrzeby sercowe, że mu je wmawiają i narzucają... wiesz! na starość, brak rodziny, smutno samemu!
— Ale bo bardzobyś się jeszcze mógł ożenić! zawołał Rajmund.
Herman wstał powoli i ukłonił mu się z żartobliwą mimiką.
— Dobra rada! rzekł. Patrzajże na mnie: w nogach kołtun, kołtun na łbie, starość za pasem, zęby powoli wyjeżdżają po jednemu, lat przez grzeczność dla ciebie liczyć nie będę, nigdy wielkiéj zdolności do małżeństwa nie miałem... co ci jest! Dałżebym szczęście téj kobiecie, któraby dla przyszłych, mających się odziedziczyć groszy, poszła za mnie? Tu dylemmat łatwy do rozwiązania: ta, któraby się za mnie wybrała jabym jéj nie chciał pewnie, bobym nią gardził, a którejbym ja chciał, mnie nie przyjmie. Zakochać się w takiéj figurce trudno, dzika myśl zaprawdę, a coby mi przyszło w domu z baby, któraby mi tylko myła głowę?
I począł się śmiać serdecznie.
Rajmund ruszył ramionami.
— Przyznasz jednak, że są małżeństwa w podobnych warunkach zawarte a dosyć szczęśliwe. Jedna rzecz: potrzeba tylko, aby się ktoś z dwojga poświęcił. Naturalnie kobieta: jéj saméj poświęcenie robi przyjem-