Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   70   —

koma pelerynami krótkiemi, rzadko używany, a wcale wspaniały, bo czas nadzwyczaj był łagodny.
Gdy w pełnym stroju wyszedł p. Paweł siadać do bryczki, co było ludzi we dworze, zebrało się go oglądać, bo w istocie do niepoznania majestatycznym był, szczególniéj z powodu cylindra okrywającego głowę. A że się i świeżo ogolił i włosy starannie sobie ułożył, zdawało się, że odmłodniał.
Kasper mu to powiedział, podając kapelusz i rękawiczki.
— Jak Pana Boga kocham, panu dziś lat dziesięć ubyło.
Na co Mondygierd nie odpowiadając, w lustro spojrzał i sam uczuł prawdę tego twierdzenia.
Pojechał tedy i stanął u Sawicza w porę. Pomimo, że gości nie miało być wcale, bryczek w dziedzińcu przed stajnią stało już kilka, a suponować się godziło, że niektórzy goście obijanikami przypłynęli.
Dworek niewielki dokoła się roił ludkiem bosonogim, łapcianym i buciastym, mnogie namitki i chustki białychgłów migały tu i owdzie. Z kominów buchało straszliwie. W ganku kto się ukazał to wystrojony, włosy utłuszczone, świecące, twarze wyszorowane i rumiane, usta uśmiechnięte. Panna młoda z ojcem i drużkami już była w bawialnym pokoju.
P. Paweł się jéj zaprezentował. Wydała mu się nieładna, ale zdrowa, hoża i wcale niezmieszana