Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   48   —

nie mam, u mnie wszyscy ludzie równi — odezwał się. — Dziewczyna uboga, córka szlachcica z Sernik. Prawda, że w andaraczkach boso chodziła i gęsi może pasła, ale jak ją na kanapie posadzę, tak będzie siedziała jak i druga.
— Jakżeż ty ją poznał, jak do tego przyszło? — ciekawie podchwycił Paweł.
— No, przypadkiem — mówił Sawicz — ojca znałem, byłem u niego za interesem, a że żonę stracił, córka gospodarowała w domu. Rzutka dziewczyna, wesoła...
— Ileż ma lat?
— A! kto ją tam wie! w zęby nie patrzałem — odezwał się rejent — dosyć, że ani za młoda, ani za stara... i — żenię się.
Paweł słuchał zdumiony bardzo, rejent raz zagadawszy o tém, już ustać nie mógł, tłómaczył się, uniewinniał, dowodził, że to się na tém musiało skończyć... Mondygierd był milczący.
Odjechał nad wieczorem nie pozostawszy na kolacyę. O zwykłéj godzinie przyniósł Kasper kotlety na buraczkach i Paweł siadł do stołu.
— A wiesz ty — odezwał się do Kaspra — myślałem zawsze, że ten Sawicz ma rozum — to osioł.
Kasper nie zdawał się tém bardzo zdumionym.
— Wiesz ty co on robi? Wszak żeni się.
— Rejent, z kołtunem? — bąknął Kasper.