Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   47   —

Spojrzał na Mondygierda, który milcząc głową trząsł.
— Tobyśmy skwierczeli na to, żeśmy żonaci — odezwał się Paweł.
— Może to być, byłoby i kogo połajać i szturchnąć; że byłaby dywersya w życiu, to nie ma słowa — rzekł kołtunowaty rejent i chrząknął. Paweł nic nie mówił, głową ruszał dziwnie.
— Słuchaj — ciągnął daléj Sawicz — cobyś ty powiedział, żebym ja — ja się ożenił!
Spojrzawszy na kołtun, na twarz, na całą postać rejenta i przypomniawszy sobie jego wiek, Paweł się — przeżegnał.
Skrutyusia! — rzekł z chłopska.
— Ot masz! Cóż to starzec jestem? niedołęga! Pf! u nas się siedmdziesiątletni żenili z młodemi pannami.
— Co bo tobie? kpisz czy drogi pytasz! — odezwał się Mondygierd.
Sawicz się niemal obraził.
— Co bo znowu! powiadam ci, że się żenię!
— Z kim?
— Z poczciwą osobą, no, prawda, niemającą dostatków, nie zbyt młodą, ale serce złote i statek wielki.
— Gdzież ty ją znalazł? — spytał Paweł.
Sawicz, któremu zwykle płynęły z ust słowa z łatwością wielką, teraz dziwnie się jąkał.
— Ja przesądów tych żadnych co do urodzenia