Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   12   —

który nie znalazł żadnych innych znaków na ciele, prócz tych, jakie zwykle apopleksyi towarzyszą, a kobieta była nędzą wycieńczona, schorowana, znużona drogą. W torbie, w odzieży, w łachmanach napróżno szukano śladu jakiegoś, papieru, znaku, dozwalającego się domyślać zkąd pochodziła. Nie było nic. Odzież pospolita nie różniła się od używanych w okolicy.
Śledztwo się toczyło, gdy p. Paweł zagadnął asesora co z dzieckiem zrobić.
— Waćpan bo go sobie zabieraj i odsyłaj do domu podrzutków, ja o niém ani znać ani wiedzieć nie chcę.
Urzędnik téż nie narzucał dziedzicowi sieroty, oświadczył tylko, że naprzód przeprowadzić musi korespondencyę, a późniéj się zgłosi o nie.
— Oddaj pan gdzie do chaty tymczasowo — rzekł — to go niewiele będzie kosztować. Ja zabrać z sobą nie mogę.
— Tak! do chaty, licho wie komu — odezwał się p. Paweł — to zamorzą głodem i zginie z niechlujstwa...
Urzędnik ramionami ruszył.
— Tak czy owak, to się to zmarnuje — szepnął — na to nie ma rady. Kto się tém zechce zaopiekować!
Dla opatrzenia i opisu dziecka, udali się do dworu, a pan Paweł zaprowadził sam urzędnika do kuchni, gdzie ów znajda na ręku wczorajszéj niańki