Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   122   —

— Cobo się acanu dobrodziejowi zdaje, że my kobiety odwagi nie mamy? Znajdzie się ona, gdy potrzeba. Otóż, przyznaję, że mnie tu nic nie ciągnęło, ale trzeba było saméj obejrzeć co mi nieboszczyk zostawił, interesa poregulować, na ludzi się nie spuszczając. Rodzeństwo kochane nie odmówiło mi towarzystwa...
Pan Fortunat wtrącił, że istotnie nie uwłaczając Pińszczyznie, wydawała mu się ona krajem dziwnym, gdzie wody więcéj było niż ziemi, trzęsawicy niż gruntu, komarów niż ludzi, i że nadewszystko wiunów, vulgo piskorzy do wężów podobnych, miał abominacyę!
Pan Paweł tedy z miejscową erudycyą wystąpił, dowodząc, jak wielki z nich miał użytek chłop, który je i pożywał i niekiedy przyświecał sobie niemi, paląc je jak łuczywo.
Przyczém zgadało się i o onym mythycznym wiunie na łańcuchu, którego w Pińsku okazywano łatwowiernym.
Śmiał się pan Fortunat, przyznając do tego, że w tym kraju cudów i osobliwości, gotów był i w wiuna na łańcuchu dać wiarę.
Sztywny zrazu Mondygierd, gdy gosposia i jéj brat poczęli rozmowę w taki jakiś sposób swobodny, ochoczy, łatwy, iż ją z prosta i bez wymusu prowadzić było można, widząc, że tu z partesów nie trzeba się sadzić, stał się téż naturalnym i poszło mu łatwo.