Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   121   —

Uśmieszek miała na ustach i taką jakąś assekuracyę w sobie całéj, jakby wszystkie śwtata potęgi ustraszyć jéj nie mogły.
Nie zlękła się téż ani Pawła, ni jego powagi, przywitała go ochoczo, i gdy ów jeszcze zaplątawszy się w komplement prawił coś, wprowadziła go do bawialni.
Komplement ten wstępny nie powiódł się delinkwentowi[1], czuł to, ale obiecywał się poprawić. Intymidowały go niewiasty, jak tylko nie w zgrzebnych koszulach, a tu zaraz na wstępie okazało się ich, z gospodynią licząc trzy.
Zaprezentowała mu ona siostrę pannę Filipinę Grudzką, młodszą od siebie, ze spuszczonemi oczyma, bladą i odrobinę ospowatą, zresztą hożą i pięknéj figury, a naostatku kuzynkę, pannę Bernardę Okulską.
Baba była jak kozak duża, nie młoda, drobinkę ciemnego zarostu mająca w miejscu gdzie bywają wąsy i bokobrody, otyła, massyw (jak się wyrażał Paweł), ale dobrodusznie wyglądająca.
Panna Bernarda trochę dygnąwszy gościowi, poszła zaraz z kluczami, a pan Fortunat z gospodynią zajęli się Pawłem, na którego blada panna Filipina zdala tylko poglądała, do rozmowy się nie mięszając. Udało się Mondygierdowi wcale dobrze wyrazić zdumienie, iż pani Zabielska w tak oddalony i odludny kąt kraju chciała się fatygować i t. d.

Ruszyła ramionami piękna wdówka.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Delikwentowi.