Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   3   —

Pilnował tego sam gospodarz, a w końcu służba już tak przywykła do jego wymagań, że machinalnie spełniała, co raz było przykazane. Ale dosyć było porzuconéj na dróżynie trzaski, ażeby pan Paweł śledztwo prowadził i całym zatrząsł dworem. Nielicznych miał przy sobie ludzi i to po większéj części starych, bo utrzymywał, że dzieci śmiecie wszędzie nanoszą, a młodzież spokojnie nigdy nie usiedzi. Gumienny razem zastępował ekonoma, rejestra się zapisywały na kalendarzach nie sadząc się na buchalteryę, przy osobie pana od dawna był Kasper tego wieku co pan, jak on nieżonaty i nieprzyjaciel niewiast. Ten żyjąc z Mondygierdem we wszystkiém przejął mowę jego i obyczaje i był ciekawym egzemplarzem sobowtóra.
Zdaleka gdy Kasper gderał, można było przysiądz, że sam dziedzic osobiście łaje. Miał jego zacięcia, przekleństwa, niekiedy głos nawet podobny.
W kuchni gospodarzyła niemłoda kobieta, milcząca, zadumana i cały dzień szepcząca jakieś modlitewki. Pomiędzy nią a Kasprem trwała trzydziestoletnia wojna. Pod rozkazami jéj dwie niemłode i jaknajbrzydsze dziewczęta ze wsi, chodziły około krów i drobiu.
Jednego wieczora letniego, gdy pan Paweł poszedł był w pole do kóp, bo czas żniw był właśnie, Kasper siedział na ławce w ganku, gdy od strony wsi, w któréj o téj godzinie mało kto w domu był, usłyszał wrzawę niezwykłą.