Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jak się pan Paweł żenił i jak się ożenił.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   2   —

ska robiąc wycieczki, nieznacznie starzejąc i kwaśniejąc coraz bardziéj.
Chociaż zawsze prawie i do każdego się o coś musiał uczepić, a wszelką rozmowę kończył sporem, bez ludzi jednak żyć nie mógł i szczególna rzecz, sąsiedzi go lubili. Gderał prawda, burczał, ale pomagał chętnie, a w złym razie do niego szli jak w dym.
W domu u niego mimo tych krzyków, jakie wyprawiał, nikt się nie lękał, a dworscy do niego przywiązani byli tak, że życieby zań dać każdy był gotów.
Stary kawaler nudziarz, nie mając co robić, w Kozłowiczach u siebie zaprowadził porządek, ład, regulamin taki, że mu się wydziwić nie mogli sąsiedzi.
Nie było tam parady wielkiéj, ale czystość i staranie widać było w każdym kątku.
Dwór był na wzgórzu, bo na wiosnę, gdy wody wylewały, na nizinach jak jedno morze stało, oparkaniony częstokołem, w którym ani jednéj szczapy nie brakło, ni jedna nie była wychylona i zwichnięta, dziedziniec utrzymany jak ogród, choć i do gospodarskich prowadził budowli; obsadził p. Paweł agrestem i malinami. Za dworem sad, w nim lipy, uliczki i kwatery — uciecha było patrzeć jak ślicznie wyglądały. Zajrzeć było można gdzie chcieć, do chlewów nawet, do stajen, nigdzie nieporządku i zaniedbania nie znalazłeś.