Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dliwych rzeczy się zakazuje... to upokarzające i wstydliwe.
Chociaż wszyscy zgodnie jedni przed drugimi ręczyli, że nie grają, że gra jest im obojętną, że tak chyba dla zabawki postawią czasem florena... że nie zaglądają po kilka dni do rulety i trante et guarante... jednakże pod wieczór... znaleźli się jakoś dziwnym wypadkiem po różnych końcach stolika.
Nawet wielce umiarkowany i wytrawny Starża, i wielce rozsądny Prokop Hamowski, nie mówiąc już o Potomskim... próbowali szczęścia... nawet pani baronowa von Dorfer powierzywszy córkę przyjaciółce, siadła z rulonikiem... będąc pewna, że Pan Bóg nie mógł odmówić swych względów i w grze wysoce urodzonej, tak dystyngowanej pani. Stawiła z tem przekonaniem, że plebeusze tylko mogą być w grze nieszczęśliwi...
Obejrzawszy się na wsze strony, z niezmierną ostrożnością, unikając oczów, wcisnął się do rulety pan Wincenty de Darnocha... Dla niego... więcej niż dla kogokolwiek, gra była stanowczą... twarz miał bladą, oczy przymknięte... wyglądał, jak idący na stracenie.
Szedł jednak, Przyczyną, dla której iść musiał, było zupełne wyczerpanie ostatnich środków. Uciekać się do pożyczki nie było podobna i na nicby się nie zdało: — albo uchodzić z Wiesbadenu lub stawić musiał los na kartę. Serce mu biło — oprócz zegarka, wziętego na kredyt w Paryżu i garderoby niezapłaconej, stanowiącej son outil de profession, bez której cóżby począł ten, co musiał być elegan-