Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ribaldiego... Kto to wie?? Z tego powodu (konstatujemy tylko fakta), w drodze się nie mówi po polsku, ściera się wszelkie znamiona narodowości i kryje z nią najstaranniej.
Nie ma prawie przykładu, aby Polak do Polaka, zwłaszcza porządniej ubrany do mniej porządnie odzianego, sam proprio motu zagadał... nietyle może idzie o kompromitacyę, co o kieszeń... Młody więc człowiek bardzo słusznie okazał zdziwienie i z pewnego rodzaju niedowierzaniem, spojrzał na Starżę.
— Pan zapewne emigrantem jesteś? — zapytał hrabia.
— Nie, nie jestem nim — krótko odpowiedział młody człowiek.
— Winszuję panu.
— Dziękuję, w istocie jest to jedno z największych nieszczęść, na jakie człowiek skazanym być może. Ale gdyby Bóg był mnie niem dotknął, sądzę, że potrafiłbym je znieść godnie.
— Więc zapewne z Galicyi? — spytał Starża.
— Nie, jestem z Księstwa...
— A to zapewne chlubna i zaszczytna rana z ostatniej kampanii...
— O! nie, nie! — żywo przerwał, młody człomłody człowiek — miałem przypadek...
Rozmowa się przerwała... znowu... Poznańczyk nie miał najmniejszej ochoty prowadzenia jej dalej.
Ta wstrzemięźliwość i skromność bardzo dobrze uprzedziła już o nim Starżę; czuł, że mógł się zawieść w swym sądzie, ale był tak szlachetnym, iż