Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się z tego ucieszył. Postanowił jednak badać dalej, dopóki było można.
— Widzę z przyjemnością — rzekł — iż się pan oddajesz poezyi... Mickiewicz... to najlepszy wzór dla młodego poety... wyboru i umiłowania go powinszować można.
Młodzieniec zwrócił się z uśmiechem ku hrabiemu.
— Nie oddaję się poezyi — rzekł cicho — ale ją kocham, jako życia osłodę — jako woń niebieską... przyznasz mi pan, iż w młodości trudno nie mieć tej słabości.
— Pan to nazywasz słabością?...
— Tak ją dziś powszechnie uważają... — mówił chłopak... — Każą nam, pod karą śmierci, zerwać z nią stosunki, zaprzeć się jej, obciąć sobie skrzydła i nauczyć się chodzić po ziemi... Wstydzę się, że usiłując stać się jak najpraktyczniejszym, choruję wszakże ukradkiem na... poezyę.
— Pan to nazywasz chorobą? — spytał hrabia...
— Nie moja to, ale dyagnoza wieku...
— A sąd nasz własny?...
— Ja czekam z sądem doświadczenia, ale co serce mówi, z mojej młodości można się domyśleć...
Starża był mocno zaintrygowany.
— Gra wybornie komedyę! — rzekł w duchu — ale mnie w pole nie wyprowadzi.
— Widzę — dodał głośno — że pan tu pono niedawno przybyłym być musisz, bom go dotąd nie widywał... więc zapewne i znajomych braknie?