Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie tak strasznym i dzikim demokratą jakim go sobie wyobrażała...
— Jest trochę dumy demokratycznej rzekł Starża — bo i lud na tę słabość choruje niestety, ale w nim czuć serce... i wiele zdrowego rozsądku... Wogóle człowiek światły i w innych formach niż te, do których przywykliśmy, ale wykształcony i przyzwoity.
Ewelina, chociaż była pewną, że się jeszcze z Augustynem zobaczy i zastosuje do jego pobytu... lub wyjazdu, sama wszakże zaczęła się przysposabiać zwolna do podróży.
Starża chciał także wyruszyć — Wiesbaden codzień stawał się puściejszym, tylko około stołu gry zawsze jeszcze tłum wielki zalegał.


Stary Moroz, nastraszywszy tylko syna i Ewelinę odjechał zaraz nazajutrz, zostawiając Gucia, któremu nietylko polecił (zobaczywszy się z lekarzem) pozostać jeszcze w Wiesbadenie, ale żądał sam, aby jechał potem do morskich kąpieli.
Nazajutrz wszedł rozpromieniony Augustyn, oznajmiając po cichu tę błogosławioną nowinę swej pani... iż czas jakiś wolno mu z nią jeszcze przepędzić.
— A że ja także pojadę stąd do morza — zawołała Ewelina — więc zapewne razem udamy się do Ostendy, do Boulonge, lub... lub gdzie się wam podobać będzie...
— A wybór zostawuję pani...