Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Hybrydy.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czasu na zupełne odzyskanie zdrowia, daj mu folgi dosyć... Możeby jeszcze jakie kąpiele... morze...
— Panie hrabio — śmiejąc się i kłaniając rzekł stary Moroz — wy bo, daruj mi, ze swej natury pieszczonej sądzicie o naszej. Myśmy gbury silne, nawykłe do biedy i rychlej od was odzyskujemy zdrowie. Zbytki i zniewieściałość nas nie wycieńczyły.
Hrabia z kolei się rozśmiał.
— Myślicie, że macie przywilej zdrowia?
— Mamy lepiej niż przywilej, bo prawo do niego... dlatego, żeśmy go nie nadużyli.
— Pokłócimy się o to... szanowny panie.
— Nie! nie! panie hrabio, nie mam zwyczaju się kłócić — milczę... I ot przyznam się wam.. gdybyście wszyscy byli tacy... jak pan jesteś... możebyśmy i do zupełnej przyszli zgody.
Podali sobie ręce uprzejmie, Gucio podziwiał to udobruchanie ojca, łagodność jego i rozmowność, bo zwykle z obcymi bywał milczący. Ujął go Starża swą otwartością od razu.
— Co się tyczy mojego syna — rzekł stary — sam on będzie stanowił, nie zmuszam go wcale do powrotu. Przybyłem zobaczyć, co się z nim dzieje. Jeśliby mu kąpiele morskie lub dłuższy pobyt w Wiesbadenie się przydał, ja się zgodzę na to. Tylko mi go państwo bardzo nie popsujcie.
Rozmowa na podziw łatwa i miła, trwała jeszcze, przerywana pożegnaniami, z pół godziny, poczem Starża co prędzej pobiegł z doniesieniem do Eweliny. Odetchnęła nieco, gdy jej odmalował Moroza