Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— My dobrym gościom radzi, a ty dobry gość — począł Murza-Szejtan, co u was słychać?
— Hm... hm... byłoby co posłuchać — mówił Dorszak — ale — ale trzeba do tego iść powoli.
— Idźmy powoli — rozśmiał się Tatar, aby iść.
— Wam tak nudno w stepie siedzieć.
— Śmierć — odparł Szejtan — dwóch ludzi zabiłem z nudów — a jeden.... jednego mi żal nawet.... nikt tak barana nie piekł jak on. Machnął ręką. — Ludzie gnuśnieją. Żałuję, żem nie poszedł na wojnę. Tu nie ma co robić, po zamkach się pilnują, wioski puste, daleko w kraj puszczać się niebezpiecznie.
— Pewnie, pewnie.
Popatrzyli sobie w oczy uśmiechając się.
— Ty, ty nie darmo przybyłeś — odezwał się Murza — ty coś wieziesz za nadrą, mów.
— Za nadrą nie, ale tu — wskazał na głowę.
— Gadajże....
— A gdyby co dobrego się trafiło — co mi dacie? Na Alkoran przysięgając....
Murza oczyma go zmierzył.
— Ty chciwy, tybyś rodzonego brata sprzedał — odezwał się Tatar.
— Jakby mi dobrze zapłacono! rozśmiał się Dorszak. Wam wiadoma umowa: czwarta część czy łupu czy okupu — moja.
— Byle ludzi nie tracić, bo ja ich mało mam, dwóch zabiłem, i niewielu zostało.
— A nie możecie wziąć pomocy z innego kotła?
— I z drugiemi się dzielić i z tobą! potrząsł głową Tatarzyn.
— Byłby połów dobry i łatwy....
— Mów, zgodziemy się — zaczął Murza. Kiedy? gdzie? na kogo polowanie?