Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wydawał, co do koni i ludzi, a właśnie się do nich przybliżał.
Namarszczył brwi.
— Za pozwoleniem — wtrącił — ja tu nie wiem, co za rolę będę grał! Myślałem, że rozporządzenia należą do mnie, albo że się ze mną choć rozgadacie, a widzę, że ja tu na gracyalistę wyjdę. Kto tu z nas rządzi?
Janasz mu się lekko skłonił.
— Na teraz — rzekł — dopóki pani Miecznikowa na zamku, ja jestem z ręki Miecznika dowódcą i ja sam rozkazuję.
Dorszak zczerwieniał cały.
— Dobrze wiedzieć — odparł krótko. Wnet jakby się namyśliwszy i spojrzawszy na młokosa złagodniał znowu.
— No, niema tu tak dalece co robić — rzekł — chodźcie do mojej żonki, wypoczniecie u nas, dereniak mam sławny. Ludzie sobie rady dadzą, jest tu ten wszędobylski Nikita, to i dosyć.
— Bardzo panu za gościnność dziękuję — wesoło odezwał się Janasz — ale dziś niema czasu, muszę sam dopilnować wszystkiego, ludziom stanowiska oznaczyć, konie pomieścić, broń opatrzyć.
— Oj! oj! a cóż to, wojna! — rozśmiał się Dorszak — po co tu tak wielkie ostrożności. Cha! cha!
— A no, nie zawadzi ludzi czujnymi trzymać — rzekł Janasz — u nas w drodze taki zwyczaj. Darujesz Waszmość.
Skłonił się i odszedł, bo Nikita mu znaki dawał.
Dorszak stał jak wkuty, chciał zda się odejść i nie mógł, patrzał za odchodzącym, a po chwili zwrócił się do Sieniuty.
— Co to za jeden? — spytał.