Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozstąp się ziemio — musi to być. Mają Miecznikowstwo z dawnych lat na samem Podola pograniczu...
— Gródek — przerwał Przeor — znam, wiem, bom tam bywał.
— Chwałażci panie — zawołał powstając Żudra, to mi przynajmniej powiedzieć możecie co o nim i jak tam dojechać i jak tam poczynać.
Przeor się zdawał namyślać chwilę, a Żudrze w oczy patrzał.
— Ze wszelkim respektem dla pani Miecznikowej waszej — począł — powiem wam, że prawdziwie kobiecym rozumem sobie tę podróż osnuła. Dojechać możecie, ale żebyście mieli cało powrócić! Za to nikt rozumny nie zaręczy...
— Dla czego? zawołał przestraszony Żudra ręce łamiąc.
— Dla tego że niebezpieczniejszego kąta nad ten w świecie niema. Tatarowie Lipki, włóczęgi, bandy najrozmaitszego tałałajstwa tam sobie na kraju obrały siedlisko. Cóż wy im prosto w paszczę leźć chcecie?
Zatrzymał się ks. Przeor i dodał po chwili:
— Nie macie nic lepszego do czynienia tylko wypocząwszy w Konstantynowie, w imie Boże zawrócić do domu.
— Ale to nie może być! to być nie może — rzekł ks. Żudra, trzeba znać Miecznikową — hic mulier, córka też dziecko prawie, ale mężnego ducha.
— Co? i z dzieckiem się wybrała? zakrzyknął Przeor dźwignąwszy ramionami. Głowyście potracili...
Niezmiernie się zmieszał ks. Żudra. — Co tu począć?
— Co począć? zawracać! mówię wam, o podróży