Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

swatać Janasza z margrabianką francuzką, nie majętną panienką ale świetnego rodu. Zdziwiło go to wielce.
Wieczorem gdy się znowu zeszli, zdala Miecznik jął się rozpytywać i badać o ów spadek po sknerze. Janasz nie bardzo się z tego chciał spowiadać, w końcu jednak, zaspakajając ciekawość Miecznika, wyliczył mu się ze wszystkiego. — Zdumiał się mocno p. Zboiński.... Całą noc potem spać nie mógł, choć nie wiedział dlaczego.
Raniuteńko poszedł na nabożeństwo do kościoła. Tu jak zwykle począł z sobą rachunek sumienia. Nigdy oddawna tak mu on źle nie wypadł.
— Grzeszniku obrzydły — bij głową o posadzkę i bij się w piersi, mówił sam do siebie — boś pełen sprosności i brudu. Dziecko poświęciłeś dla głupiej próżności, a teraz, gdy ci zaświeciło złoto w kieszeniach biednego chłopca, poczynasz w nim smakować i już ci się wydaje nie tak dalekim. Ha! przyznaj się — upokórz, nie jesteśże nikczemnym, chciwym, a głupim?
I bił się Miecznik w piersi, a płakał.
Gdyby kto z boku choć połowę mu tych ostrych prawd śmiał powiedzieć, wyzwałby go na rękę pewnie i poobcinał — sobie musiał to przebaczyć.
Gdy się msza skończyła, wyszedł upokorzony i gniewny. Nie chciał nawet dłużej w Żółkwi bawić. Król w wigilię tego dnia dał mu był przywilej na Starostwo. Miecznik rozmyślił się i z obrachunku sumienia wypadło, iż z dyplomem za kontuszem do króla powrócił. Nikogo nie było.
— N. Panie — rzekł Miecznik — przyszedłem ręce W. K. Mości ucałować za łaskę jego — ale o nową