Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/365

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pcu. Nie mówiąc mu nic, jejmość się wybrała po sąsiadach.
— Moi dobrodzieje, mówiła wszędzie, mężysko mi czegoś kwaśne; od tej niewoli poznać go trudno. Co robię, żeby go rozruszać, wszystko nadaremno. Przynajmniej gdy goście nadjadą, to się ożywi. Zjedźcie się na urodziny, przywieźcie kogo możecie, aby było jak najwięcej.
Gdy nadszedł dzień ten, w istocie frekwencya się znalazła, jakiej nigdy nie było. Gdzie kto miał rezydenta, krewniaka, gościa, przywiózł z sobą do Mierzejewic. Dziedziniec pełniuteńki był kolebek, bryczek i koni. Stół musiano zastawić w szpalerze; bo dzień był piękny, a ławkami się ratować, bo krzeseł i stołków zabrakło.
W istocie solenizant wypogodzoną miał twarz jak za dobrych czasów. Gdy zasiedli do obiadu, a z moździerzy zaczęto bić na wiwat, zrobiło się gwarno, wesoło, ochoczo.... aż Miecznikowa Bogu za dobrą swą myśl dziękowała.
Przy Mieczniku nieopodal siedziała Jadzia, naprzeciw nich obywatel z Sandomierskiego, przybyły do brata p. Suchodolskiego, który go tu z sobą przywiózł. Sandomierzanin gaduła był i człek wesoły. Prawił oracye, koncepta, anegdotki i wiersze, tak, że gdy usta otworzył, cichło wszystko i słuchano go z największą chciwością. Zwykle dopiero ku końcowi wybuchał śmiech rzęsisty. Zaczęto prawić o różnych losach dziwnych ludzi i charakterach. Różne przykłady wad i przywar ludzkich, posuniętych do najwyższego stopnia — śmieszności i nałogi opisywał z kolei ten i drugi, aż Suchodolski z pod Sandomierza, zabrał głos:
— Już kutwy doskonalszego w swym rodzaju —