Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poszedł do nowego mieszkania i żeby rozmowy dalszej uniknąć. Ledwie spocząwszy trochę, trzeba było zająć się restauracyą izby, którą długi w niej pobyt Skwarki uczynił istną ruiną. Janasz się śmiał i wzdychał — ale miał robotę.
Cały wieczór spłynął na rozmowie o procesie. Korczak był rad nieskończenie.
— Teraz toś mi się wywdzięczył za wszystko, cokolwiek uczyniłem dla ciebie — odezwał się stary. Zobaczył, że Janasz się uśmiecha i sam też śmiać się począł.
— Mój gołąbku — wtrącił — dobrodziejstwa się łokciem nie mierzą — grosz wdowi. Ja biedny. Dałem ci schronienie z dobrego serca.
— Nie mówmy lepiej ani o tem co pan dla mnie, ani co ja dla pana zrobiłem — rzekł Janasz.
Wlokło się życie postaremu. Drugiego dnia dokumenta dla zabawki do przepisywania się znalazły, ale stary Korczak z wiosną był słabszy. Nogi mu puchły, ledwie się ruszał. Janasz radził do doktora.
— Ta! ta! ta! do jakiego doktora. A iluż to ich jest, przy królu jegomości jeden i to żyd — a w Krakowie może ze dwu. Tam się na wagę złota niedokupić rady — dopieroż apteka! Czy mnie na to stać! Ruina....
Słuchać o tem nie chciał. — We wsi była baba sławna ze swych dekoktów, smarowideł i zamawiania. Z jej to rady używał już stary kociego sadła, ale to nie pomagało. Przywołana Wojcieszyna, kazała nogi odwiązać.... Czerwono wyglądały i lśniąco. Spaliła około nich parę lnu pasemek, mrucząc i rzucając coś precz. Kazała na nowo poobwijać i dała jałowcowe jagody do picia.
Przez parę dni zdawało się lepiej. Skwarka mó-