pomniała ojcu, że obiecał był na pamiątkę wychowańcowi krzyż na cmentarzu postawić, choć ciało jego tam nie spoczywało, ażeby się ktoś czasem za jego duszę pomodlił.
Miecznik strasznie się zmięszał.
— Kochany tatku — rzekła Jadzia — przecież on sobie na to zasłużył. Uratował mnie i matkę w Gródku — ratował ciebie, sam zginął.... to mu się należy.
Miała łzy z oczach i głos drżący — ojciec popatrzał zdziwiony:
— Jak tylko się słowo rzekło — to, to się zrobi, — to się zrobi....
— Krzyż nie będzie dużo kosztował, dodała Jadzia — jabym nawet.... ja mam trochę oszczędzonych pieniędzy, od moich krówek; mnie to niepotrzebne, jabym to dała na krzyż dla niego.
Dokończyła bardzo cicho, spuściwszy oczy. Miecznik stał i palcami kręcił nie wiedząc co odpowiedzieć.
— Ale to się i bez tego zrobi. Kiedy ci mówię....
Zląkł się w rzeczy, aby córka bez wiedzy jego żywemu nie postawiła krzyża, co uważał za uczynek grzeszny, a grzech ciężyłby mu na sumieniu.
— Proszę cię — zostaw to mnie — dodał — ja to sam, w swoim czasie, każę zrobić.
— Ale, tatku, pacierze przepadają, któreby mu krzyż przyciągnął. Jakaż dusza ich nie potrzebuje?
Zboiński oczy spuścił. — Cały dzień potem chodził znowu gniewny, a nazajutrz na trzy dni w sąsiedztwo wyjechał.
Nie mógł sobie darować, że poszedł za radą żony. Miecznikowa też czuła, że postąpiła bez namysłu, z wielkiej troski o los dziecka. Gryźli się oboje.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/349
Ta strona została uwierzytelniona.