Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świat! To darmo. Więc na postojne i na bułeczkę dla odmiany kilka groszyków dałbym, ale proszę z nich o rachunek ścisły. U mnie zwyczaj taki.
Janasz się uśmiechnął znowu i Kożuszek śmiał się także.
Usiadł na próżnej skrzyni i począł cicho:
— Ludzie po większej części, gołąbku mój, expensują dla oka. Nie tyle dla żołądka, co dla próżności. Patrzno na futra: kołnierz ogromny, świat chyba grzeje, bo nie tego, co go nosi; półmisek srebrny, by się ludzie dziwowali i zazdrościli. Drugi z niestrawności umiera, ale specyały je, które mu nie smakują — aby pana znali. Ja tej próżności nienawidzę. Niech mnie ludzie za nędzarza mają, tom spokojny. Oni się ze mnie śmieją, a ja z nich.
Począł się śmiać — Janasz pióro temperował.
— Zatem jutro do Lublina. Sprawę znasz, boś dokumenta spisywał. Sprawa złota, czysta, jasna, ale ją te jury-chwosty zagmatwali. Mecenas nasz zowie się Pampowski; brzydko się nazywa, ale familia stara. W herbarzu jej może niema, a no w Knapiusza przysłowiach stoi. Człowiek byłby głową swą królem jurów na całą Rzeczpospolitą, ale pijak. Sprawę zapije często lub prześpi i kondemnaty dopuści.
Począł tedy długie opowiadanie o sprawie Skwarka i godzinę o niej prawił. Janasz, któremu trochę się przejechać milej było niż siedzieć w ciemnej izbie u swego kuzyna, przyrzekł zrobić cokolwiek się da z Pampowskim i sprawą.
Przyszło do wyboru; dosyć wspaniałe obietnice gospodarza znacznie się w rzeczywistości zredukowały. Wreszcie gdy przyszło do pieniędzy, zmuszony je wyciągnąć z kieszeni, Skwarka dał starte,