Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go w sieni, a potem drzwi otworzywszy wszedł do izby. Nikita siedział wprost wnijścia i podniósłszy oczy — otworzył usta, rzucił się, wstał z siedzenia, a naostatek krzyknął:
— Wszelki duch Boga chwali!
— A! Nikita! — odparł Janasz przybywający właśnie.
— Panicz! żywy! mój pan! — począł biegnąc Nikita i rzucił mu się do kolan. — Jezu miłosierny! wy to jesteście!
To serdeczne przywitanie rozczuliło Korczaka, który uściskał chłopaka nie mogąc przemówić słowa.
W tem nadbiegł Majerek, żona jego, dzieci. Wszyscy wiedzieli o śmierci Janasza, i osłupieli widząc go żywego. Gwar, szwar, wykrzyki powstały w karczmie.
Na tysiące zapytań ledwie piąte przez dziesiąte mógł Korczak odpowiedzieć. Nikita plątał się, gadał, śmiał, podskakiwał, szalał. Janasz też choć smutnie się uśmiechał.
— Zdrowi wszyscy? co się u was dzieje? co z Miecznikiem?
Nie było końca opowiadaniom.
Konie, któremi Janasz przybył, zmęczone były bardzo, dalej już iść nie mogły, nie miał więc zamiaru na noc stanąć w Mierzejewicach. Nikita także chciał był nocować, lecz zmienił plan.
— Panicz tak chcesz spaść jak z nieba, bez oznajmienia, to nie może być — odezwał się. Lepiej będzie jak ja trochę przygotuję. Panienka chora, jegomość świeżo po chorobie, jak się pan tam pokaże, nie! to będzie źle. Ja na całą noc pojadę — a panicz dopiero jutro rano....
Nie sprzeciwiał się Janasz: — Rób jak chcesz.