Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cię do życia przywrócić. Uśmiechała się im smutna, nie mówiła nic, ale chodziła jak cień i zmieniła się na twarzy straszliwie.
Miecznikowa jedna wiedziała przyczynę tego smutku dziecięcia, ale nawet przed mężem nie mówiła o tem, przed córką udawała, że się niczego nie domyśla, przed sobą nie taiła, że Bóg powołując do siebie Janasza, od wielkiego ją wybawił niepokoju. Modliła się za jego duszę i uznawała w tem Opatrzność Boską. Była bowiem pewną, że Jadzia przeboleje, przetęskni i zapomni.
A gdy wśród tej troski o jedyne dziecię, nadjechał niespodzianie Kasztelanic, o którym wiele mówiła mężowi, ucieszyła się niezmiernie, będąc pewną że to córkę rozerwie.
Nie był pan Miecznik od tego, ażeby świetną koligacyą dom swój podnieść, inaczej się jednak cokolwiek na to zapatrywał.
— Moja jejmość, moja panno — mówił do żony — piękne to imie i dom wielki i majętności rozległe, ale, wolałbym dziecko dać szlachcicowi, toby to tam uszanowano, a w pańskim domu zawsze się im zdawać będzie, że mi łaskę zrobili. Tymczasem pan Miecznik Zboiński, simplex servus Dei, niczyjej łaski nie potrzebuje, a panna Miecznikówna ma taki kawałek chleba zapasem, że sobie męża może wybierać, jakiego zechce!
— Ale możeż wybrać lepiej jako jego? — mówiła Miecznikowa — chłopiec jak lalka, dworak, żołnierz, mężny, szlachetny.
— Ta, ta, ta, przerwał Zboiński, pewnie, pewnie, ale jabym takiego rubasznego szlachcica wolał, coby go choć trochę czosnkiem słychać było, bo ja w piżmo nie wierzę, a ten mi piżmem śmierdzi.