Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piającego. On, jakby poczuł ten wzrok, otworzył oczy, uśmiechnął się łagodnie i zamknął powieki.
W korytarzu stał ks. przeor Zając, który pokornie zapraszał Miecznikową dla odpoczynku do siebie. Byłaby może odmówiła, chcąc spocząć swobodniej w gospodzie, lecz Jadzia się chwiała na nogach, jej potrzeba było przyjść do siebie. Część życia oddała jemu.
Nikita został przy chorym.
Od przeora dowiedzieli się szczegółów o chorobie Janasza, który ledwie się przywlókł z gorączką do miasteczka i obległ w gospodzie. Ztamtąd go dowiedziawszy się księża zabrali do klasztoru i nie szczędzili starań, aby utrzymać przy życiu. Nic jednak nie pomogło i gdy Miecznikowa przybyła, nie miano już żadnej nadziei. Wypadek ten tak był zajął z początku wszystkich, iż o niczem więcej nie mówiono, gdy w rozmowie ks. Zając słowo rzucił:
— Wiekopomne Janowe zwycięztwo....
— Jakie? podchwyciła Miecznikowa poruszając się na krześle.
— A więc wielmożna pani dobrodziejka nic dotąd nie wiesz! — zawołał ks. Zając — i ja będę tak szczęśliwy, że ją pierwszy o tem uwiadomię.... Doszła tu do nas radosna nowina przez lwowskie kresy, że król nasz Jan, zaledwie pod Wiedeń przybywszy, venit, vidit, vicit, Turków siłę nieprzeliczoną, która Wiedeń oblegała, pobił na głowę i rozpędził; niezmierne skarby dostały się w ręce nasze. Wzięta rękami dzieci naszych wielka chorągiew proroka. Bóg dał nam tryumf w obronie Ewangelii.
Z wszystkich piersi okrzyk się wyrwał, ręce dziękczynne się złożyły.
— Możeż to być? — wołała p. Zboińska.