Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przestrach był wielki i wyrażał się ślochaniem, a zawodzeniem kobiet, płaczem dzeci, wykrzykami gromady.
Stary Abraham chodził w śmiertelnej koszuli i modlił się, inni jego wyznawcy kulili się po kątach.
Większa część ludu wysypała się przed wrota ku palącemu się mostowi, w pewnem oddaleniu widać było kupkę jezdnych i kręcące się gromady niszczącej dziczy. Nieśmiała ona przypaść bliżej, znać obawiając się strzałów. Niektórzy jakby dla postrachu tylko wypuszczali z łuków pociski, które padały na bramę i między ludzi, ale bezsilne. Most suchy płonął częścią w górze częścią obalony w wąwozie, kawałami opadał, iskry sypały się z dymem, płomię przygasało i wzmagało z nową gwałtownością. Ogień przeskakiwał z pala na pal i szedł niszcząc całą starą tę budowę.
Tatarzy dosyć gwałtownie przypadłszy pod zamek, znać się nie spodziewali, aby miano czas most podpalić lub nawet przygotować się do tego. Myśleli, że wprost przypadną do pierwszej bramy bez przeszkody, podłożą ogień i opanują podwórze, które zająwszy, łatwo górny zamek do poddania się zmuszą. Pożar, który ich przywitał, zdumił razem i złość pobudził. O ile widzieć było można przy łunie pożarnej, znaczna część skoczyła zaraz na bezbronne miasteczko, w domu już żywej nie było duszy. Najśmielsi pozakopywali się w lochach, dołach i pokopanych pod domami pieczarach.
Domy pustkami stały. Ci co mieli trzody uszli z niemi w góry i pochowali się w znanych sobie jaskiniach. Nie było więc na kim złości swej wywrzeć. Miasteczko z chat i domów lepionych z gli-