Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jestem Jabłonowski, Kasztelanic Bracławski, rzekł młody człowiek.
— Bardzośmy Waszej Miłości wdzięczni za pomoc w złym razie, bo nam tu Tatarowie grożą.
— Słyszałem o wszystkiem — odezwał się przybywający. Tatarzy, rozzuchwaleni a raczej rozjuszeni, być może iż się pokuszą, ale nie damy się im, śmiejąc się dodał kasztelanic i uderzył po szabli.
— Więc na zamek proszę, rzekł Janasz.
— Któż wy jesteście? zapytał Jabłonowski.
— Jestem Janasz Korczak, sługa p. Miecznika — rzekł z pokorą chłopak kłaniając się — zastępuję tu dowódzcę, gdy lepszego pod czas niema.
Na zamku wygody mieć nie będziecie, lękam się, ale uczynimy co można, aby konie i ludzie głodni nie byli. Ponieważ na dolnym zamku ludu siła się się schroniło, na górny, do nas, proszę.
Miał czas zbliżywszy się przypatrzeć Kasztelanicowi Korczak. Była to tak piękna a pańska postać, tak szlachetne oblicze, razem męzkiej zawczasu powagi pełne i dobroci, że się w niem na pierwsze wejrzenie pokochać było można. Rycersko wyglądał Jabłonowski i imieniowi już dobrze zasłużonemu zaszczyt czynił postawą, która wodza w przyszłości dzielnego obiecywała. Niebieskie oczy wypukłe, śmiejące się trochę duże usta, wąsik złocisty podkręcony do góry, twarz biała i zarumieniona świeżo, młodość niemal dziewiczego wdzięku — mimowoli nęciły wejrzenie. Na widok wchodzącego lud w pierwszym dziedzińcu, poczuwszy jakąś w nim starszyznę, podniósł się z ziemi i pozdrowił go szmerem niewyraźnym. Widok ludzi i koni przybywających rodził otuchę.
W porządku przeszli podwórzec pierwszy i za-