Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tiany w obawie jakiej zdrady, pchnął ją przed sobą Dulęba. Milcząc wydobyli się z lochu na wschody. Kobieta próbowała się wyrwać pułkownikowi razy kilka, napróżno. Dopiero gdy stanęli w izbach mieszkalnych, a Dorszakowa padła na poduszki, Dulęba zapomniał o Tatianie i puścił ją. Nim się opatrzyli, rzuciła się ku drzwiom i znikła.
Dulęba z politowaniem niewysłowionem wpatrywał się w tę piękność, która go niegdyś zachwycała.
— Pani mnie nie poznałaś — rzekł — a jam to ten nieszczęśliwy Dulęba....
— Gdzież ten człowiek? gdzie ta kobieta? dlaczego wy tu jesteście?
Trudno było razem na wszystkie odpowiedzieć pytania. Uspokojono ją najprzód, że męża się nie ma co obawiać, a Tatiana jego powiernica i prawa ręka, pewnie uciec musiała. Zaczęła płakać. Siadł przy niej pułkownik i chwilę tak na łzy jej patrzał nie mówiąc nic. Nikita zawołał tymczasem do posługi Horpynkę, która pani do nóg płacząc upadła i zostawił ich — sam śpiesząc do mostu i do miasta.
Nie było chwili do stracenia.
Noc to była bezsenna cała i niepokoju pełna — z przestrachu, wzruszenia, ran i wysiłku nadzwyczajnego w obronie Miecznikowej i Jadzi Janaszek dostał gorączki. Chociaż Dulęba ręczył, że rany od strzał tatarskich nie były niebezpieczniejsze nad ukąszenie komara, jednakże kilka z nich wbiły się w ciało głęboko, a wyjmowanie ich rozdarło rany. — Korczak stracił wiele krwi — nim ją zatamować zdołano. Trudno go było uspokoić i na łożu utrzymać, zrywał się ciągle z krzykiem wielkim, chcąc biedz na ratunek.
Słysząc ciągle z ust jego imie swoje i matki, Ja-