Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pomimo znużenia nikt na dole nie spał. Cześć czeladzi gwarzyła o wypadkach dnia dzisiejszego w sklepionej izbie u wnijścia, reszta się uwijała po pod murami, koło koni, opatrując otwory, obwarowując bramę. — Nikita był w podwórzu. Dulęba go znalazł w rogu pilno nastawiającego ucha.
— Co to jest? — zapytał.
— Kto jego wie, cicho rzekł Nikita — albo tu dusza pokutuje — albo ja już nie rozumiem nic.
— Gdzie?
— Tu — aby stąpić, słychać jęczenie i stuk.
Pułkownik nie był zbyt łatwowiernym; wierzył w duchy, ale gorzej się obawiał zdrady i Dorszaka. Stanęli słuchać. Jęk się z pod ziemi dobywał głuchy. Dulęba położył się na kamieniach i ucho przycisnął do nich. Wstał po chwili i rzekł:
— Coś siedzi. Musi to być loch, a w lochu, bodaj, nie kto zamknięty. Gdy tak gwarzą pomięszani, spojrzeli, pod murem gryząc fartuszek w zębach stała mała Horpynka. Dziewczę miało twarz przestraszoną jakąś i całe było drżące. Białe to widmo z początku ich też przeraziło.
— Czego ten tu szurgot się włóczy! Krzyknął Dulęba — co ty tu robisz? Szpiegujesz? hę? to pewno ze dworu Dorszaka.
Popatrzył Nikita. — A no — ale to biedne zahukane stworzenie. I odezwał się do niej: — Idź ty sobie ztąd? po coś tu przyszła, po co, ruszaj pókiś cała!
Dziewczę stało gryząc koniec fartucha, widocznie mówić coś chciała i nie śmiała. Na pułkownika rzucała przestraszony wzrok, to znowu na Nikitę. Dopatrzywszy chwili, gdy na nią Dulęba nie spoglądał, skinęła na Nikitę. Ten się zbliżył. Mu-