Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

to po nich rany tyle tylko, że nudne. Dorszak ani dziś ani jutro nie może ich tu sprowadzić. No — jutro!....
— Lecz mógłżeby? czyż godzi się go o to posądzać?
Dulęba się śmiał rozparłszy w krześle.
— Księżuniu — zawołał — jesteś niewinny jak dziecię. Toć łotr, to zbój, dla którego nic świętego niema. Gdy na Orchowce najechały Tatary, widzieli go ludzie między niemi uganiającego się z nahajką w tatarskiem stroju i prowadzącego ordę.
A dziś-że, mój ojcze, czyby umykał, gdyby na złodzieju czapka nie gorzała?
— To co innego — począł ksiądz Żudra — to co innego, ze strachu mógł umknąć, aby posądzonym nie być.
— Już kiedy kto dom opuszcza — dodał Dulęba — chyłkiem, nocą, w takich ewentach, nie wiem czem to pachnie.
Zafrasował się ksiądz Żudra, tak że stanąwszy zamyślony, nie wiedział co począć.
— Pułkowniku! na miłość Bożą, ty nas nie opuszczaj! krzyknął, za ręce go chwytając.
Dulęba wąsa kręcił.
— Co ja wam tu jeden pomogę?
— Poślemy po waszych?
— Ale ja mam ordynanse, na miłego Boga — ozwał się pułkownik, ja około zamku obozem, ani w zamku siedzieć nie mogę. Moja rzecz krążyć po nad granicą, a mam dosyć do czynienia z tem tałałajstwem.
Zaniepokojony do najwyższego stopnia ksiądz — niewiedząc co począć, wylękły dzisiejszemi wypadkami, pomyślał, że w niedostatku Janasza, który majaczył trochę pod noc i z którym naradzić się nie