Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do nich nic nie dodała, w duchu tylko powiedziała sobie, że o tem kiedyś Janaszkowi wspomni.
— A przywiązany do nas — mówiła dalej Miecznikowa, że mnie nie raz rozczula troskliwością swoją.
— I pobożne chłopię — dodał ksiądz — a taką jak jego pobożność lubię, bo z serca płynie i nie dla popisu jest robioną. Nie szuka z niej chwały.
— Dorszak — poczęła po chwili Miecznikowa, jak się ze wszystkiego okazuje, niepewny człowiek i zadługośmy go tu trzymali, że się w końcu panem sądził, gdyby jegomość mnie posłuchał, powinienby tu Janasza posadzić. Na kresach to tu dla niego miejsce właśnie.
Jadzia niemogła się powstrzymać.
— Ale, kochana matuniu, rzekła — toćby nam bardzo go żal było. Tak daleko! On nam w Mierzejewicach potrzebny. Zobaczylibyście jakby tam bez niego było pusto.
— Ale dla niego tuby lepiej było, cóż on u nas wysiedzi, a tu — mówiła matka — tuby się czegoś mógł dorobić.
Spuściła głowę Jadzia na serwetę i zamyśliła się.
Dzień ten płynął powoli. Po obiedzie wyszła Jadzia znowu na drugą basztę karmić wróble szczątkami chleba od obiadu i wypatrywać powrotu brata. Mówiła sobie w duchu:
— Na to ojciec nie pozwoli, żeby za kraj świata wysłać Janaszka i posadzić go na tych pustkach! Ja sama ojcu powiem, że to nie może być. Prawdziwie nie wiem coby było, gdyby go u nas nie stało — choć z nudów umierać, do nikogo słowa przemówić, ni z kim się pośmiać, ni podrażnić. To przecie mój najlepszy sługa i przyjaciel. O! że nie pusz-