Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Historya o Janaszu Korczaku.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dać było w dosyć złym stanie, a pod niemi, począwszy od odwiecznych kul kamiennych, połamanych wozów, zapasu drzewa, słomy, wszelaki sprzęt stary pozrzucany na kupy.
W podwórzu oprócz kilku wydeptanych ścieżek i około bramy miejsca wydeptanego, kędy wozy stawały, rosła trawa i chwasty. Po murach czepiały się gdzieniegdzie dzikie krzewy, ożyny i drobne roślinki, z pośrodku kamieni dobywające się na świat. W jednem miejscu płotem z kołków zagrodzonem, był mały ogródek warzywny — i fasole, kukurudza, różne zielsko na parze grządek bujało.
Podwórze to wchodząc od głównej bramy widać było można zamknięte w głębi murowanym domem, który niemal całą połać zasłaniał — za zamczysko same.
Nie kończyło się ono tu przecież i choć przez dom nie wiodło żadne przejście, w prawo i lewo dwie drożyny prowadziły do wązkiego murami ściśniętego przesmyku, w którego kurtynie warowna brama osłonięta przepuszczała do wnętrza dawnej cytadeli. Bramę tę zupełnie nowsza znać budowa zakrywała. W pierwszym podwórcu były jeszcze życia jakiegoś ślady, na drugim już pustka odwieczna.
Wrota wiodące w ciasniejszy dziedziniec drugi, otwarte od wieków, wisiały na zardzawiałych wrzeciądzach, jakby się już zamknąć nie mogły. Kawał zarzuconego płotu chrościanego je zastępował. Można go było odchylić i cokolwiek pod górę idąc przypatrzeć się opuszczonej warowni. Przestrzeń zajęta nią była znacznie mniejsza; gdzieniegdzie obnażoną skałą szarą przecięta, wreszcie porosła trawami. Dwie rondele ze wschodkami otwartemi wznosiły się na rogach. Mniej więcej w pośrodku