Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Herod baba.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zatém żona się tém nie miała powodu niepokoić. Nazajutrz około południa, chodząc od okna do okna, wyglądała niewiernego małżonka, który do wieczora nie wrócił. Jeszcze w tém nie było nic tak nadzwyczajnego; trzeciego jednak dnia wysłała jejmość konnego, aby się dowiedział czy u sąsiada nie zachorował. Ale tam gdzie miał być nie widziano go wcale, a posłaniec tyle tylko chwycił języka, iż na gościńcu ku stolicy wiodącym pierwszego dnia pana Zygmunta widziano.
Elżunia jak była żywego temperamentu i nie nawidząca fałszu — uniosła się już wielkim gniewem, iż przed nią śmiał ukryć podróż swoją, co nic dobrego nie wróżyło. Nie przewidywała jednak jeszcze, jak dalece był winnym. Dopiero w tydzień jadący z Warszawy książe wojewoda, spotkawszy się z Eligim Okóniem, powiedział mu w żartach: „Nie doczekacie się rychło Zygmunta Piętki, przybył do Warszawy za Francuzicą w nadziei, iż tu ją znajdzie, a dowiedziawszy się, że do Drezna wróciła, poleciał za nią jak szalony i już bodaj na Szlązku albo i w Saksonii musi być.“ W poczciwym stryju aż zakipiało. Chciał z razu ukrywać niemiłą nowinę przed synowicą, lecz zmiarkował, że to się na nic nie zdało. Trzeba było rychło radzić, kobieta była śmiała, rezolutna, więc się przed nią taić nie godziło.
Siadł więc na bryczkę, i gdy tu jeszcze niepewność była, jak rychło pobałamuciwszy się z Warsza-