Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przedmieściu w małym dworku, którego jedną stronę zajmowała ona z ciotką, drugą właściciel, stary mieszczanin łucki, garbarz Maślanka.
Jesień już była bardzo późna, małe przymrozki z rana oznajmywały nadchodzącą tuż tuż zimę, pożądaną dla mieszkańców na wszelki sposób, bo ulice miała osuszyć i dowóz żywności uczynić łatwiejszym.
Panna Celina siedziała raz wieczorem z książką przy stoliczku, bo to był dzień, w którym do ojca pójść nie mogła, gdy do drzwi zapukano z lekka. Wkrótce potem wszedł ostrożnie, powoli oglądając się chłop w siermiędze, którego zrazu wzięła za posłańca z Radziszewa. Podeszła ku niemu, ale jakież było jej zadziwienie i trwoga razem, gdy wpatrując się w oniemiałego dotąd człowieka, poznała w nim... tak dobrze zachowane w pamięci rysy nieszczęśliwego emisarjusza.
Stał przed nią milczący, pomieszany, patrząc błagająco w oczy. W pierwszym momencie zabrakło jej wyrazu, usta zadrgały, załamała ręce, cofając się.
— Pan tutaj! tu! gdzie cię ścigają i szukają... kiedy cenę naznaczono na twoją głowę... O mój Boże! mój Boże! a jam się pocieszała już tą nadzieją, że im uszedłeś, że jesteś bezpieczny — za granicą...
Paweł westchnął.
— Pani droga — rzekł cicho, spuszczając oczy jak winowajca — byłbym może mógł wydobyć się z tej niewoli, ale obowiązek, który wziąłem na siebie, nie dopuszczał... posłannictwo niespełnione... drudzy są w większem odemnie niebezpieczeństwie i czekają pomocy. Musiałem zostać, aby innych ostrzedz, ocalić, ratować i sprawie świętej służyć. Życie moje oddawna złożyłem jej na ofiarę... zginę to zginę...
Celina z wyrazem błagania i najgorętszego współczucia pochwyciła go za rękę, ale Paweł uśmiechając się jakby zawstydzony usunął ją.
— A! pani — niewarta dłoń moja, żebyś jej dotknęła... zbrukana i namulona od pracy... ręka chłop-