Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Emisarjusz.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak jest — ciągnął dalej — oto jest... ten człowiek... to kat!! Godził on na życie moje, ścigał mnie jak dzikie zwierzę; darowałem mu życie, mając go w ręku, gdy na kolanach czołgając się przedemną zdradziwszy przysięgę... godził już na mnie... Winienem mu dwie rany zadane zdradziecko... długie więzienie i prześladowanie. Żaden uczciwy człowiek nie zechce z nim usiąść przy jednym stole... a przynajmniej — ja — nie mogę.
Jenerał w samym początku tego przemówienia porwał się z wściekłością w oczach i nożem w ręku, chcąc rzucić na przeciwnika, ale siedzący obok barczysty Anglik chwycił dłoń jego w żelazne palce i ścisnął mu ją tak, że mimo miotania się ruszyć nie mógł. Ciskał się tylko jak opętany i pienił.
Wszyscy z kolei odsuwali krzesła, rzucali talerze, uciekając od stołu, jedna blada Miss zemdlała, dzieci zaczynały płakać... na hałas i wrzawę nadbiegł gospodarz... Anglicy i Amerykanie powtarzali tłumnie:
— Kat! Moskal! Precz z nim! Precz z nim.
Wkrótce wołanie to prawie jednogłośne, natarczywe, rozkazujące, namiętne, szyderskie, groźne... zmusiło zbladłego jenerała do ucieczki.
Nóż mu tylko wprzód wyrwano z dłoni, a gdy się z miejsca ruszył, ścigano świstaniem i krzykami szyderskiemi:
— Precz z katem! precz z katem!
W ślad za uciekającym jenerałem pobiegł wylękły oberkelner, dzierżawca hotelu, sześciu garsonów i urzędnik policyjny, który się był zjawił w progu.
Po całym hotelu powtarzali słudzy, którzy zbiegli... kat! kat! W ulicy już tłum się poczynał gromadzić, a wieść o ukazanieu się kata... chodziła między gminem.
Jenerał nie mając czasu tłumoków zapakować musiał tylnemi schodami okryty płaszczem uciekać