Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

całowano: a koniuszy nieustannie końce palców jej cmoktał, i nazywał ją łowczanką, co także bardzo jej było do smaku. Tym sposobem zyskał sobie przystęp we wszelkiej godzinie do panny. Kapitan wszystko to wyśledził, stał na straży, czuwał, a gdy się dobrze rozkochali, gdy już pewni zezwolenia myśleli o ślubowaniach, szepnął w ucho podczaszemu co się działo: a wiedział jak rzeczy odmalować, żeby go oburzyć.
Straszny się zrobił rejwach: pani Czerkaska natychmiast wywieziona została z domu, pannę zamknięto w klasztorze, a koniuszemu oświadczono, że jeśli się w domu pokaże, to go stajenni biczami powitają. Stary podczaszy, któryby był wydał chętnie córkę za koniuszego, rozgniewany tem co nazywał plamą swego domu, obruszony podejściem, poprzysiągł, palce złożywszy w obec kilku zaufanych osób, że nie wyda Karoliny za tego, który śmiał podstępnie, zdradziecko, bez jego wiedzy, starać się o nią i serce jej zyskiwać. Próżne były zjazdy, prośby i gorliwe wstawienie się Suminów: starzec został nieubłagany, nawet łzami kochanej córki i jej wyznaniem przywiązania do pana koniuszego, na które się zdobyła, padając mu do nóg. Odpowiedział z brwią zmarszczoną i czołem chmurnem: Quod dixi — dixi!
Może żałował przysięgi pospiesznej i nierozważnej, możeby był chciał ją odwołać: ale nie mógł jej złamać, nawet dla szczęścia córki. Przysięga naówczas była jeszcze przysięgą; dziś wieleby to się znalazło powodów do uchylenia jej!
Wkrótce potem odbyło się wesele Karoliny z podżyłym już starostą... Mój dziad w rozpaczy trzy razy kusił się o wykradzenie panny: najprzód z klasztoru,