Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rady nie posłuchasz: jesteś surowych zasad człowiekiem, skruszony jak kapucyn, topisz się! O! jak mi ciebie żal, jak mi ciebie żal, jak mi ciebie żal! Cóż się stanie ze Stasiem? Możebyś mi go tutaj odesłał? On bez miasta do niczego, w mieście nieopłacony klejnot. Dałbym mu (tojest obiecałbym mu) tęż samą pensję co ty, a z kart u mnie mógłby sobie zebrać grosz nie brzydki Mój pan Paweł odprawił się, pod pozerem, że pensj nie odbierał. Głupi! któż mu winien? nigdy się o niąi dwa razy z rzędu nie dopomniał. A w istocie kradł mnie niemiłosiernie, i chodził w moich rejtfrakach na Saską Kępę na hulanki.
Ale co to dziś ciebie obchodzi?
Donieść ztąd nie mam co tak dalece.
Lora już opuściła generała, lub też on ją: jedno z dwojga; dostała się w spadku bankierowi ***, który jak jest szczęśliwy kiedy pana generała poi, tak najszczęśliwszy kiedy po nim niedogryzki zbiera. Bankier wziąwszy to wspaniałe dziedzictwo, kapelusz teraz nos więcej na ucho; umeblował dla niej z przepychem apartamencik: zbieramy się tam na wieczorki. Lora, co mnie dla niej smuci, grywa w lansknechta: starość blisko! Pójdzie za mąż, to nieochybna. Szmul ci się kłania; powiedziałem mu, że zostałeś kapucynem: cieszy się tem, utrzymując, że sumienie zmusi cię do zapłacenia długów, i bardzo pochwala moralną życia poprawę. Mary powrócił z Paryża, i ulokował się bez szyldu na Krakowskiem-Przedmieściu; jego następca w Angielskim hotelu bardzo ma kwaśną minę. — Adieu!

Twój Edmund.