Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strojony, a tak mu z tem było nie do twarzy! Pani Teresa siedziała w wielkiem krześle, tłumacząc pani Lackiej roztargnionej i znudzonej jak zawsze, procedencję Suminów i koligacje ich z różnemi senatorskiemi domami. Lacka patrzała na muchy chodzące po suficie... staruszka nie zważając na to, puszczała się w genealogiczne odmęty.
Dzieci bawiły się z psami, starsze panienki biedne i zaczerwienione szeptały w kąciku. Julja tylko siedziała weselsza i śmielsza przy Irenie, która pieściła Władzia trzymając go na kolanach. Ten jej rozpowiadał odważnie o jabłoni, o huśtawce i ogródku w Zamalinnem.
Graba rozprawiał z panem Suminem o roli i jej uprawie; kapitan coś kwaśny, tylko ruszał ramionami i zaproszony nie wiedział co zrobić z sobą, bo koniuszy był w dobrym humorze, a nie miał mu go czem popsuć i posprzeczać się grzecznie, nie wiedział sposobu.
Dano objad: przy objedzie, gdy wszyscy byli razem w salce, wszedł uroczyście koniuszy z kimś drugim nieznajomym, ale potężnie kancelarją i piórem tchnącym. Zabrawszy głos, prosił nas o wysłuchanie swego — testamentu.
Irena rzuciła się do starego prosząc go, żeby nam tak smutno, dnia tak wesoło rozpoczętego, nie kończył; ale koniuszy zwolna ją odtrącił, pocałowawszy w czoło i kazał czytać.
Oto rozporządzenia poczciwego dziada.
Turzo-Górszczyzna podzielona na dwoje, dostaje się w połowie Irenie, w połowie ubogim Suminom, którzy słysząc to a nie spodziewając się wcale, wszyscy staremu