Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obok izdebka, w której się mieści staruszka z wnukami, których połowę przy sobie trzyma, a dalej pokój gospodarstwa: z niemi tylko dziecię najmłodsze. Naprzeciwko panny aż trzy i obok studenci: ot i cały domek. Zapomniałem ci tylko powiedzieć, że z pokoju gospodarstwa wyjście zaszklone na ogród, żeby w lecie przynajmniej przez pokój staruszki nie chodzić.
Przy tem ubóstwie wesoło, swobodnie i jakoś widać, że choć Bóg nie sypie złotem, ale błogosławi.
Wszystko mi się podobało: i staruszka wesoła, gadatliwa a serdeczna, i sama pani trochę smutna i chora a tak gościnna, wylana dla wszystkich i niespuszczająca z oka swych dzieci, i panienki co chwila czerwieniejące jak jabłuszka świeże, rumiane, śmiałe i naiwne, i studenciki patrzące w oczy ciekawie, raźne, roztropne i jak należy swawolne. Nikt nas tu w początku nie nazywał tylko panami, ale koniuszy i ja protestowaliśmy przeciwko temu, i widać było radość, gdy braciszek i dziadunio wystąpił.
Nadszedł pan Sumin i wpadł do pokoju opalony, zmęczony, spotniały, aż do nóg dziadowi się kłaniając, wołając na ludzi, na żonę, na matkę, żeby przyjmowali. Był to suchy średnich lat mężczyzna, widać nie próżniak: otwartej twarzy, niebieskich oczu i jasnego wąsa, który przy opalonych policzkach jak lniany się wydawał. Wycałowaliśmy się jak na braci przystało i uściskali serdecznie. Rozpoczęła się zaraz rozmowa, ale o czem-że? o nich i o ich gospodarstwie: o czem innem mówić nie mogli. Staruszka popisywała się z wnukami i córkami (panną już doroślejszą milczącą i smutną i dwiema młodszemi); ojciec kazał deklamować studentom, pokazano nam roboty na kanwie panienek, zęby najmłodszego dziecka,