Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

(między nawiasami) płacił gospodarzowi za prawo posługiwania w jego domu, kilkadziesiąt rubli, co daje miarę ważności stanowiska.
Z jednej strony sieni ciągnęły się izby gościnne, z drugiej w mniejszej liczbie także pośledniejsze pokoje, a za niemi bilard i rodzaj cukierni, którą miejscowi znawcy przenosili nad patentowaną cukiernię Szwajcara Caricato, mieszczącą się niedaleko na rogu, ozdobną wprawdzie szyldem ogromnym, malowanym w puszki lodów, torty, obwarzanki i czekoladnice; zawieszoną wewnątrz historją Wilhelma Tella i Atalji, ale niższą pod względem rumu i kombinacji z niego wypływających.
Abraham mieścił się z rodziną swą tuż przy bilardzie i cukierni. Żyd to był niepospolicie dumny, dość nawet czasem dla przybywających nejtyczanką niegrzeczny, z panami trochę hardy, w obliczu pospolitej szlachty nadymający się nieznośnie; ale właściciel takiego domu, jak nie mógł wbić się w pychę?
Bogaty, wzięty, faktor większej części obywateli, często pożyczający im pieniędzy lub ułatwiający pożyczkę, był najlepiej świadomym historji całego powiatu i znał interesa wszystkich swych klientów z dokładnością księgi hipotecznej. To nawet, co w żadną księgę wchodzić nie zwykło, a wielce na stan interesów wpływa: charaktery, obyczaje, skłonności, tajemne sprawki i nałogi, czytał jak z książki. Pamiętniki Abrahama byłyby bez wątpienia najlepszą kroniką powiatu, ale niestety! on ich pisać nie myślał, i księga rachunków była jedynem jego dziełem w tym rodzaju.
Trafiamy do miasteczka w chmurny wieczór późnej jesieni: niebo osłania się zewsząd sinemi zimnych tonów