Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja drżę, mój Pietrusiu, na samo ubóstwa wspomnienie: mnie chłodno na myśl twej chatki i ogródka, w którym będzie więcej pokrzywy niż róży. Ja pracy nie cierpię, ja wygód potrzebuję, ja się chcę bawić, ja muszę mieć pałace, sługi, konie, karety i piękne stroje. Wolałabym je z twej ręki, ale nie mam siły twego ubóstwa podzielić. Miałbyś ze mnie smutną, znudzoną, nieszczęśliwą żonę, któraby ciebie zagryzła.
Ona mnie kochała! kto wie, może kocha mnie jeszcze, ale wyżej serca była u niej przewrócona główka, śliczna główka, z której patrzała para oczu tak wymownych! Ah! czemuż te oczy tak nielitościwie kłamały, obiecując, czego serce nie dotrzymywało!...
Znękany, odszedłem z pewną dumą. Ona poszła za mąż za bardzo bogatego człowieka, obywatela i pana trzech wiosek: i cóż? przetańcowali dostatek, kwaśno przeżyli z sobą lata marzonego szczęścia, i rozstali się w końcu. Kto wie? może los pomścił się za mnie, może jej przyszło na myśl nieraz, że nasze ubóstwo pewniejsze było od tamtych bogactw. Dziś, biedna kobieta, bez przyszłości, bez rodziny, żyje na łasce ludzkiej.
Zrozpaczony, poszedłem do wojska, ale i kule mnie nie chciały jak ona. Powróciłem do domu: nie było tak dalece do czego; a że już przywykłem do włóczęgi, do pracy, ot życie sobie obrałem do mojej miary, do mego serca. Żyję pod gołem niebem, włóczę się wśród lasów, poluję... Bratby mi chleba nie pożałował, ale ja cudzej łaski, nawet od brata, nie chcę i nie potrzebuję. Pókim zdrów, obejść się bez niej mogę, i co trzymam od niego, za to płacę, a nie zapłacę, to odrobię.
— Gdzie pan mieszkasz? — spytałem.