Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 93 —

nic on nigdy podobnego nie słyszał. Wyrazy te, powagi i głębokiego uczucia pełne, obiły się o jego uszy, jak głos z innego, nieznajomego mu świata. Wobec tej sfery myśli, z której one go dolatywały, ze swoim dawniejszym egoizmem malał i drobniał niesłychanie.
Nie uleciały one jak wszelkie kazanie, o pierś się tylko zimną obiwszy: bo Jerzy był w usposobieniu do zastanowienia się nad sobą i światem, bo piękne usta Ireny głosiły tę nową dla niego naukę, a wcielone spełnienie jej widział w postaci Graby przed sobą.
Są ludzie, których potęga moralna ocenić i sformułować niedająca, wywiera wpływ niepojęty na bliźnich. Takim był właśnie ów dziwak, który jednych strachem i niepokojem, drugich miłością i uwielbieniem ku sobie ledwie nie za pierwszem ukazaniem się przejmował. Nikt nie umiał z doznanego wytłumaczyć się uczucia, sam mu się dziwił, a przecież zawładywało nim zwycięsko. Zły człowiek wobec jego drżał, mięszał się i czuł ten niepokój, który zmusza do ucieczki i nie daje wytrzymać spojrzenia; w kim była iskra dobrego, w kim był szlachetny zaród, rozgrzewał się patrząc na tego człowieka, czuł się, słuchając go, podniesionym na duchu, silniejszym, śmielszym i błogo spokojnym.
Takie właśnie wrażenie uczynił Graba na Jerzym. Wcześnie własne rozmysły wskazały mu fałszywą drogę, jaką poprowadził swą przeszłość; w tej chwili kilka słów objawiały mu nową i prawą.
Wielkie i pełne znaczenia wyrazy: udoskonalenia, pracy, ofiary, miłości bliźniego, odwagi, jak świetne słupy zabłysły na tym nowym gościńcu. Młode, nie zepsute a przygłuszone tylko serce zabiło, poruszyło się w piersi i w duszy powiedział sobie: dzięki ci!