Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 83 —
VII.
Panu Edmundowi Suszy w Warszawie.
Turza-Góra, dnia 24. listopada, rano.

Nie wiem dla czego tak szczegółowo dzieje ci moje opisuję, gdy ty, wedle wszelkiego podobieństwa, tylko się śmiać z nich będziesz. Potrzebuję się z kimkolwiek podzielić uczuciami, myślami, i piszę. A! nie poznalibyście mnie, nie poznali!
Słuchaj! Po wyjeździe koniuszego, zostałem w Rumianej, z jaką ochotą, domyślać się możesz; ale nie sądź wcale, żebym, jak to u nas mówi się i czyni, z czasu korzystał. Zakochany od pierwszego wejrzenia, byłem i jestem w tak dziwnem położeniu, skutkiem kilku wyrazów mego dziada, a bardziej skutkiem wrażenia, jakie na mnie czyni poważne oblicze królowej Ireny, że nie mogę ani okazać co się w sercu dzieje, ani nawet dozwolić tego się domyśleć. Powtórzyłem ci, zdaje się, słowa, które powiedziała, gdy koniuszy odjeżdżał. Dziad posądziłby mnie po prostu o chciwość i projekt bogatego ożenienia, bo wie, żem ja dziś ubogi a ona miljonowa; kto wie, czy i reszta ludzi nie pomyślałaby tegoż samego: muszę więc kochać i milczeć. Zamknąłem się w sobie cały i okryłem obojętnością, która mnie wiele kosztowała. Cóż na to powiesz, że to cierpienie znoszę z rozkoszną jakąś dumą?
Cierpieć dla niej wydało mi się rzeczą miłą; podsycam cierpienie, aby je czuć mocniej i niem przed sobą się chlubić. Niem stare moje samolubstwo spędzam z ostatnich jego legowisk, i wyganiam dawnego człowieka.