Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 65 —

roić, a co innego poprostu być ciekawym. Widziałem ją raz, a że mnie zajęła...
— Tak! już, już zajęła! — zakrzyczał prawie z gniewem — już go zajęła. Patrzajcie? Otoż i jest! Już go zajęła! już go zajęła!
— Zajęła mnie oryginalnością swoją i chciałbym wiedzieć...
— Wiedzieć? co wiedzieć? ile ma posagu? co? cóż wiedzieć? Zwyczajnie, córka obywatelska, panienka dosyć trzpiotowata, dość samowolna i popsuta: ot i cala rzecz. Cóż więcej wiedzieć? na co wiedzieć? do czego? po co?
Umilkłem naturalnie.
— Ale, ale — dodał kwaśno — wszakże po południu jedziemy do Rumianej?
— Cóż to jest Rumiana?
— Rumiana?... wioska panny Ireny.
— Więc panna Irena ma wioskę! — zawołałem nieuważnie.
— Otoż jest! otoż jest! jużbyś się gotów i żenić, bo ma wioskę — wołał dziad. — Im więcej nie potrzeba! Potem wioskę zjeść, a żonę porzucić. Ale nie, paniczyku, nie! nie dla kota sadło! — rzekł ciszej.
— Panie koniuszy! wszak dziś mówić z nim niepodobna; zkąd taki humor?
— Jużci upatrzył zły humor! Skaranie Boże! Albo to ja młody trzpiot, paliwoda jak wy, żebym się śmiał i tańcował całe życie jak szczygiełek?
— Po południu więc — rzekłem — jedziemy do Rumianej?
Kiwnął tylko głową.
Wyszedłem rozmówić się ze Stasiem o podróży, ale