Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —

przyczyna szczególnym afektem ku mnie natchnęła kapitana. Nadskakujący był, ożywiony, pełen grzeczności; bawił mnie rozmową aż do utrudzenia. Kilka razy jednak wspomniał moje dobra w Księstwie Poznańskiem (o których nie pojmuję zkąd się mógł dowiedzieć), a wspomniał je ze znaczącym półuśmiechem, który nie uszedł baczności koniuszego.
Gdy po raz trzeci czy czwarty o tych dobrach rozmowę poczynał, z widocznym zamiarem albo upokorzenia mnie, albo wyrwania ze mnie słowa, dziadunio odezwał się z uśmiechem, doskonale odegranym:
— Nie wspominajcież o tych dobrach, panie kapitanie, bo możecie przykrość zrobić niechcący mojemu kochanemu Jurasiowi. Wszakże wiecie zapewne, że z powodu procesu i kłopotów z niego wynikłych, tak prawie jak zrzec się ich musiał.
To odezwanie się dziada zdziwiło mnie niepojętym sposobem. Stary więc wszystko już wiedział! Ale zkąd? ale jak? ale dlaczego aż teraz się z tem wydał dopiero?
Kapitan pokręcił wąsa i nalał wina w kieliszki, pijąc za nasze zdrowie.
Rozmawialiśmy o polowaniu; ku wieczorowi kapitan uniżenie zaprosiwszy nas jeszcze na herbatę, zatrzymał dłużej niżeliśmy chcieli.
— Odwiedzając szanownego krewnego — rzekł do mnie — zechcesz pan zapewne poznać i sąsiedztwo?
— Tak! tak! — podchwycił mój dziad żywo — zapewne! zapewne!
Widoczna była, że chciał odwrócić rozmowę. To może stało się powodem, że kapitan uparcie starał się ją utrzymać.