Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 30 —

Wyobrażałem sobie coś wojskowego, jakąś figurę z powieści, Napoleonistę lub tym podobnie: zawiodłem się szkaradnie. Wystaw sobie figurę ubraną tak jak się rzemieślnicy na Pradze nie noszą, w szaraczkowych wytartych sukniach, bladą, zwiędłą, a kłaniającą się do kolan prawie panu koniuszemu, a pokorną aż do szyderstwa prawie, a pochlebiającą do impertynencji i gadatliwą jak młyn. Wystaw sobie takiego gościa, któremubym ja niechybnie, gdzieindziej go spotkawszy, dał dwa złote jałmużny, przyjmowanego przez mojego dziada najuprzejmiej, sadzanego na najpierwszem miejscu, traktowanego z pretensją, bawionego troskliwie przez cały czas bytności. Koniuszy kapitanowi, ani kapitan koniuszemu, nie żałowali wzajemnie ani dobrodzieja, ani całuję nóżki; wszak to nic nie kosztuje. Pomimo to, zdawali się, jeśli się nie mylę, szydzić z siebie wzajemnie z wielką grzecznością.
Ale muszę ci przecie kategorycznie opisać ten pierwszy kwiatek, który tu znalazłem na pustyni, determinując go jak botanicy determinują znalezione rośliny. Wzrost łokci dwa, cali... (do następującego listu rozmiar dokładny), chudy, suchy, ręce długie, zakończone ogromnemi palczyskami, nogi potężne, grzbiet trochę wygarbiony, głowa podłysiała, siwowata, oczy szare, śmiejące się i chytro strzelające ukradkiem, wąs oznaczający kapitaństwo, ale zaniedbany zupełnie, jak zielsko pod płotem, rosnący pod nosem. Nie jest to wąs ów ukochany i płacący za miłość ozdobą twarzy, ale prosty tylko ciekawiec, co zagląda do potraw i stara się okruszyny objadu przyswoić sobie. Twarz wymokła, policzki wpadłe... Wiek, jak wnoszę, równać się musi latom mojego dziada. Ubranie szaraczkowe, kamizelka ze starej