Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —

za serce zatrzymać i zawrócić mnie mogli. I widziałem jednem okiem na świat patrzącem wszystkie sceny żywota, z którem się rozstawałem. Miasto wrzało, krzątało się jak wczoraj; nikomu nic nie brakło, nikt nie poczuł, żem wyjeżdżał: tak ze mną, jak bezemnie!! Nigdzie nie widać było po mnie żałoby. Uderzony tą niewdzięcznością, otrząsłem proch z nóg moich i począłem wymowne a długie przekleństwo na miasto, które trwało do rogatek. U rogatek, gdyśmy się jeszcze rozmijali z niedobitkami miejskiego żywota, a pocztylion poczynał trąbić raźnie, ja już usnąłem...
Snów opisywać nie będę, choć nudząc się tu wściekle, miałbym prawo snami nawet mojemi list, jedyną zabawkę, przedłużyć. Ale mam litość nad tobą, je suis bon en fant comme au temps jadis.
Gdym się przebudził, minęliśmy już byli Miłosnę, a tęsknota gorzka napadła mnie razem ze zmrokiem. Myślałem co wy tam porabiacie, i zazdrościłem ziewając szeroko. Oni się bawią! i nikt mnie nie wspomni! Lora siedzi na kolanach pana generała, któremu gładzi siwą czuprynę i poczernione wąsy; Szmul pożycza Stanisławowi tak jak mnie pożyczał, a Mary karmi parafiańskie żołądki przybyłych do Warszawy, którzy nie wiedzą czemu się bardziej dziwować: czy, że tak smaczno jedzą, czy, że tak drogo płacą!
Z myśli wpadając na myśl inną, nieznanemi drogi dostałem się na surowe uwagi nad sobą i przyszłością. Wyznasz, że znalazłszy się na tem niezwyczajnem mi stanowisku, mocno się naprzód zadziwiłem. Miejsce było mi całkiem obce: kierowałem się w niem instynktowo.
Sierota, utraciwszy co miałem, odłużony, bez przyjaciół (darujcie, nie wiedziałem może com mówił), bez