Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 8 —

kach i podłogi z tarcic sosnowych, poprzybijane najnaiwniej ćwiekami, których głowy ciekawie sterczą do góry. Ale czekaj! nie od razu Kraków zbudowany: dowiesz się o wszystkiem, cierpliwości tylko trochę, cierpliwości.
Wiesz już dobrze jak zadłużony, prześladowany przez zawistne losy (styl teatru Rozmaitości), zdradzony przez Lorę, naglony nielitościwie przez Szmula Malsztejna i bliski osadzenia za należności fantastycznych rozmiarów w stosunku do kieszeni mojej: przypomniałem sobie nareszcie jednego wieczora (właśnie w porę), żem miał bardzo bogatego dziada stryjecznego, bezdzietnego starca, na którego ogromne dziedzictwo czyhali uboczni krewni. Wiesz, jak nagle siła krwi pociągnęła mnie ku niemu, jak mi się zachciało wsi, polowania, samotności, ciszy, ustronia dalekiego i spoczynku. Wiesz i to, jakeśmy się pożegnali z dobrymi towarzyszami przy butelce szampana, jak upojony Montebello i nadzieją, siadłem w koczyk wygrany od Alfreda, i z towarzyszeniem pocztarskiej trąbki, puściłem się w kraje nieznane. A za mną zostawał nieutulony w żalu Mary, któremu coś nakształt dwóch tysięcy złotych należało się za ostatnie śniadanie, czarodziejska Lora, dobrzy przyjaciele, których ograłem sposobiąc się w drogę i Szmul Malsztejn, gładzący siwą brodę i wznoszący oczy w niebo, jak gdyby myślał, żem w lazury na wozie Eljaszowym uleciał, porwany żywcem za cnoty moje.
A! bo w istocie cnót moich nikt z was, opłakujących mnie teraz, zaprzeczyć nie może. Albożem kiedy wypchnął żyda za drzwi, poszczuł psami lub przynajmnie nie hamując się wybeształ? Albożem nie szanował w każdym z nich i pieniędzy, które dał, i tych, które