Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
6
J. I. KRASZEWSKI

Gdy dziś — nie mówmy o dzisiejszych dniach i budowlach.
W starej kamieniczce, którą kilka pokoleń kleiło, nieforemnej często a pełnej fantazji, nie brak przecie i ozdób i pragnienia, aby to wyglądało przystojnie, a coś mówiło do ludzi.
Na kamienicy, którą dziś w kilka miesięcy podejmuje się wystroić od fundamentów budowniczy, jeżeli co stanie dla ozdoby, to chyba goły Apollo, z którym rzeźbiarz nie wiedział, co począć; kupiony tanio, ni przypiął, ni przyłatał — uczepiony na górze, choć właściciel gmachu ani z Apollinem, ani z muzami żadnych nigdy nie miał stosunków; albo jakaś alegoryczna figura, niezrozumiała dla tego, co ją wydłutował, i temu, co ją kupił na facjatę, i dla tych, co się jej obojętnie przypatrywać będą.
Na Starem Mieście co innego. Niema prawie przyczółka, na którymby się coś nie świeciło — albo pobożności właściciela, albo stanu jego oznaka, lub choć fantazja swobodna i nie bezmyślna.
I ten okręt na rogu i ten bocian na szczycie i ten lew nade drzwiami: niedarmo pradziad jegomościn żeglował do Gdańska, a bocian — to opiekun domowej strzechy, a lew — to siły znamię; robiono je naumyślnie i nie kupowano na tandecie.
Ale najczęściej spotkasz wizerunek świętego patrona lub Matki Boskiej z lampą przed obrazem.
To dla serca i głowy, dla oczu też nie zbywa na przysmakach. Jużci i ten spiczasty schodkowany szczyt, przyozdobiony niczego, jak na owe czasy; jest w jego rysunku jakaś siła samoistna, która szukała piękna, nie wiedząc, kędy je znaleźć; gdy dziś, wszystkie formułki piękności mając pod ręką, budowniczy nic z nich ulepić nie umie. — Czemu? Bo mu w duszy czczo, a myśli, jakiby procent wziął od budowy, nie, żeby w niej wyraził, co umie i czuje.